środa, 2 listopada 2016

Rozdział 2.

11 listopad 2010

Po całym pokoju przeszedł irytujący dźwięk budzika. Leniwie otworzyłam oczy i wyciągnęłam rękę w kierunku tego wrednego przedmiotu. Wyłączyłam go, przeniosłam się do pozycji siedzącej i przeciągnęłam się.
- Witaj szkoło po tym wspaniałym weekendzie - mruknęłam pod nosem i wstałam z łóżka.


Ubrałam jeansy, koszulkę z nadrukiem i nałożyłam na siebie trochę biżuterii. Skierowałam się w stronę łazienki, aby umyć twarz zimną wodą i uporać się z moimi włosami, które odmawiały posłuszeństwa. Najpierw je rozczesałam, a potem dokładnie ułożyłam poszczególne kosmyki prostownicą. Pomalowałam oczy czarną kredką, spryskałam się swoimi ulubionymi perfumami i wyszłam z pomieszczenia.
Musiałam się trochę pospieszyć, ponieważ nie miałam już za dużo czasu na podróż do szkoły. W sensie, chodzę na pieszo, ale zajmuje mi to jakieś dwadzieścia minut. Coś czuję, że dzisiaj będę musiała biec.
Zeszłam na dół, targając ze sobą plecak, który po chwili rzuciłam w kąt i usiadłam do stołu.
- Coś długo zajęło Ci się uszykowanie się dzisiaj - zauważyła moja mama, podeszła i położyła mi na talerz dwie kromki chleba.
- Dziękuję. Dostałam dzisiaj takiego lenia, że nic mi się nie chce, serio - westchnęłam, wzięłam do ręki nóż i zaczęłam smarować powierzchnię kanapki masłem.
- Pospiesz się, bo się do szkoły spóźnisz - popędziła mnie, a ja zaczęłam szybciej wykonywać poszczególne czynności. Masło, szynka, pomidor, masło, szynka, pomidor! Szybciej, Christina! Chyba nie chcesz spóźnić się na pierwszą lekcję prowadzoną przez największe ziółko szkoły.
Definitywnie każdy kiedyś miał swojego znienawidzonego nauczyciela. Przerwa wtedy stawała się nie dziesięciominutowa, jak zwykle, tylko dwuminutowa. I te zdenerwowanie, strach przed nagłą kartkówką, ponieważ jak to jest - co się stanie, to się stanie. Ale jednak jeszcze zależało mi na tym, aby mieć jakieś dobre oceny. Szczególnie wtedy, kiedy twoja znienawidzona nauczycielka prowadzi jednocześnie funkcję fizyczki oraz wychowawczyni twojej klasy. Ech, czasem życie mnie nienawidzi.
Zaprzestając myślom, szybko dokończyłam swoje śniadanie, po czym spojrzałam nerwowo na zegarek. No nie! Za dziesięć minut dzwonek! Migiem zerwałam się z krzesła, zabrałam wcześniej rzucony w kąt plecak i wybiegłam, nawet nie żegnając się z mamą. Nie było czasu! Nie miałam zamiaru wysłuchiwać długich poematów na temat swojego "niewydarzonego" zachowania.
~
No i się stało! Spóźniłam się. O matko, Christina, dostajesz karę na Zeldę.
A-Ale nie wytrzymam dnia bez niej!
Trzeba było o tym pomyśleć zanim bezczelnie nie chciało ci się wstać!
To już więcej się nie wydarzy, przysięgam!
Mhm.
Kiedy komuś coś obiecuję zawsze słowa dotrzymuję. Czaisz?
Rymuję, ale tego nie czuję.
Ej, zapodać ci jakiś rym?
Cicho bądź! A teraz wejdź do klasy i z resztkami godności przeproś za swoje trzecie spóźnienie w tym tygodniu. Zastanawiam się, czemu zawsze fizyka jest pierwsza...
Ponieważ dyrektor aka mąż twojej ukochanej nauczycielki układał ten plan.
I wszystko jasne!
~
Powoli otworzyłam drzwi i wychyliłam się zza nich. Zmarszczyłam lekko brwi i przełknęłam ślinę. To się nazywało prawdziwe igranie z szatanem.
- Dzień dobry... Przepraszam za...
- Za spóźnienie. Już jestem do tego przyzwyczajona, panno Grimmie. Jeszcze jedna wpadka podczas mojej lekcji i wzywam do szkoły rodziców.
C-Co?! Ta kobieta miała prawo przerwać w połowie moich przeprosin i jeszcze grozić mi powiadomieniem o moim "skandalicznym" zachowaniu moim rodzicom? Chociaż sama nie pochwalam jakichkolwiek spóźnień, czasem się to zdarza! No dobra, mi może trochę częściej, ale jednak!
- Ale prozę pani... - znowu nie dane było mi dokończyć. Po raz kolejny przerwała mi i wyjęła telefon, którym pomachała z tym swoim wrednym uśmieszkiem. Czasami naprawdę mam ochotę jej coś zrobić. Zrezygnowana z jakichkolwiek prób bronienia, usiadłam na miejsce i wypakowałam swoje rzeczy. Świetnie, a miałam jeszcze wstąpić po coś do szafki. No nic, udam się do niej po lekcji.



- Czy ty też tak czasem masz, że fizyka jest dla ciebie istną magią? - spytała mi się Sarah, która akurat była w trakcie spożywania drożdżówki.
- Dziewczyno, ja mam tak cały czas - westchnęłam. - Poczekasz tutaj chwilę? Muszę iść po coś do szafki.
- Jakbym nie mogła iść z Tobą - prychnęła, a ja położyłam dłoń na biodrze.
- A chce Ci się? - podniosłam brew, a ta odwróciła wzrok.
- Nie. - uśmiechnęła się, a ja się zaczęłam śmiać. - No na co czekasz? Idź, bo zaraz przerwa się skończy!
Pokiwałam głową i szybkim krokiem zaczęłam iść. Minęłam kilka znajomych, którzy oczywiście musieli mnie zaczepić z pytaniem o odpowiedzi na teście z matematyki. Jako iż byłam dobroduszną osóbką, nie mogłam nie spełnić ich prośby i zawsze im dawałam. Ale tylko zaufanym źródłom. Jeśli wiesz, o co mi chodzi.
Byłam już na korytarzu pełnym szafek. Idąc do mojego numerku zauważyłam, że jakiś chłopak zaczął dobijać się do mojej szafki. Zmarszczyłam brwi i czym prędzej do niego podbiegłam.
- Hej! Co ty robisz? To moja szafka. - skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam na niego dziwnym wzrokiem. Ten nerwowo spojrzał raz na mnie, raz na drzwi, które lekko wgniótł.
- Przepraszam, musiałem je pomylić... - zauważyłam, że na jego twarzy pojawił się lekki rumieniec. Chłoptaś musiał się nieźle zawstydzić.
- Nic nie szkodzi.
- To się więcej nie powtórzy, obiecuję! - odsunął się, uśmiechnął się do mnie, pomachał mi i odszedł. Biedak. Wydawało mi się, że zaraz zemdleje z nerwów.
Zagryzłam wargę i wbiłam odpowiedni kod.
Ale muszę przyznać, że uśmiech ma cudowny.

~~~~~~~~~

Rozdział nie sprawdzony dokładnie. Mogą się pojawić rażące w oczy błędy językowe, przepraszam. :<

Hehe. W końcu dokończyłam ten rozdział, który sprawiał mi bardzo dużo problemów. No nic, enjoy!

+

W zakładce "bohaterowie" pojawiła się nowa postać! :)





1 komentarz:

Dziękuję za każdy komentarz. :)